Start

Echo z rekolekcji wielkopostnych

rek2018 „Hosanna! Chwała Temu, który przychodzi w imię Pana (….) Hosanna na wysokościach!” (Mk 11, 9-11) Takie triumfalne okrzyki towarzyszyły tłumowi witającego Pana Jezusa w  Jerozolimie. Wielu ludzi kładło swoje płaszcze na drodze, po której przejechać miał Jezus na osiołku, jeszcze inni radośnie machali zielonymi gałązkami. To wszystko, by oddać chwałę Panu Bogu.
Nikt jeszcze wtedy z najbliższych Jezusowi osób, uczniów, przechodniów czy przypadkowych gapiów nie miał świadomości, że ten triumfalny wjazd jest początkiem największej ofiary miłości w dziejach całego świata.
Za nami czas Świętych Rekolekcji, czas duchowej odnowy. W  naszej parafii nauki prowadził ksiądz Jerzy Ziaja z diecezji  przemyskiej. Podczas głoszonych homilii kapłan wielokrotnie poruszał bardzo istotną kwestie – ludzkiego cierpienia oraz udziału, a raczej coraz mniejszego zaangażowania się wiernych we współudział w Męce Pańskiej. W krajach zachodniej Europy coraz trudniej znaleźć świątynie, w której odprawiane są nabożeństwa upamiętniające cierpienie i drogę na krzyż Jezusa. 

Bardzo łatwo jest być przy kimś kto odnosi sukcesy, jest w pełni sił fizycznych, tryska zdrowiem i uśmiechniętą, rozpromienioną twarzą….. Dużo zaś trudniej towarzyszyć drugiej osobie w cierpieniu, bólu, bezradnie patrząc na wykrzywiony grymas twarzy nieuleczalną chorobą, paraliżem czy ranami spowodowanymi nieszczęśliwym wypadkiem.

 

Myśląc o zbliżających się świętach Wielkiej Nocy z pewnością każdy z nas przybędzie do świątyni, by usłyszeć dobrą nowinę: „Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał!!!”. A czy jesteśmy tak samo gotowi na trwanie przy Jezusie podczas całego Triduum  Paschalnego? Czy mając świadomość zbawczego dzieła będziemy czuwać razem  z Nim w Ogrodzie Oliwnym, kiedy nasz Zbawca spędza długie nocne godziny na modlitwie, kiedy jest zlękniony, mówiąc  „Smutna jest moja dusza aż do śmierci” (Mt 26, 38)? Czy jesteśmy gotowi by razem z Jezusem iść na sąd Piłata i stanąć w Jego obronie? Czy mamy na tyle sił, by razem z Nim wziąć krzyż, upadać pod nim, być gotowym na znoszenie obelg, szyderczych wyzwisk, szykan i złośliwego urągania? Jezus wszystko znosić w pokorze wypełniając wolę Boga Ojca, a przecież tak zwyczajnie po ludzku miał jeszcze nadzieje: „Mój Ojcze! Jeśli to możliwe niech Mnie ominie ten kielich. Lecz niech się stanie tak, jak Ty chcesz, nie Ja”(Mt 26,39). Droga na krzyż to droga miłości; miłości Jezusa względem Boga i Boga względem nas. Nie ma więc Zmartwychwstania bez drogi na krzyż! I nie chodzi tu oczywiście o gloryfikowanie cierpienia – cierpienie jako cel sam w sobie nie ma sensu, lecz jako wypełnienie woli Bożej  przynosi nieocenione owoce! Krzyż Jezusa przyniósł całej ludzkości zbawienie – bezcenny dar dla naszej duszy. Nie chodzi też o to, by wypatrywać i nieustannie oczekiwać w swoim życiu cierpienia lub kogoś tym cierpieniem obarczać. Nie ma też sensu licytacja czyj krzyż jest cięższy czy  trudniejszy, bo najważniejsza jest nasza postawa. Albo będzie on  dla nas przygniatającym ciężarem jeśli potraktujemy go jako zło konieczne; albo drogą do zbawienie jeśli ufnie jak dzieci w pokornej miłości oddamy go  Bogu. Bo przecież na świecie wzniesień i szczytów jest bardzo wiele, ale Golgota tylko jedna i tylko z Chrystusem! Zatem powtarzając za ks. Jerzym, nie pozwólmy, aby z chrześcijaństwa usunięto  krzyż, bo wówczas nasze osobiste krzyże będziemy dźwigać bez Jezusa.

Niechaj nasza odwaga chrześcijańska nie kończy się tam gdzie są tylko  cuda Jezusa a potem jeszcze na chwilę powróci  przy Jego  zmartwychwstaniu. W trudzie dnia codziennego to my  potrzebujemy Bożej pomocy, opatrzności i  bezustannej opieki, ale podczas długiej, wyczerpującej i bolesnej drogi na Golgotę to Chrystus wypatruje nas, pragnie naszej obecności… Zatrzymajmy się więc i trwajmy z naszym Zbawcą.

                                                                                                         Joanna Główka