Start

Wezwani do świętosci

swiet2 Być może jesteś bardziej święty, niż myślisz

My, katolicy, kochamy swoich świętych. W naszej tradycji znajdujemy wiele opowieści o heroicznych świadkach wiary, którzy poświęcili całe swoje życie służbie Panu i jego ludowi. Czcimy więc męczenników, takich jak św. Szczepan czy św. Edyta Stein, biskupów, jak św. Piotr Apostoł czy św. Karol Boromeusz, siostry zakonne, jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus czy św. Katarzyna Sieneńska, oraz braci zakonnych, jak św. Franciszek z Asyżu czy św. Maksymilian Kolbe. Modlimy się do św. Antoniego, gdy nie możemy znaleźć zagubionej rzeczy, a do św. Krzysztofa o szczęśliwą podróż. Studenci przed ważnym egzaminem modlą się do św. Tomasza z Akwinu, a przeżywający trudne sytuacje do św. Judy Tadeusza lub do św. Rity. Modlimy się też do Maryi w najróżniejszych intencjach.
Nawiasem mówiąc, czy wiedziałeś, że swojego patrona mają piloci (św. Józefa z Kupertynu, który lewitował), przedsiębiorcy pogrzebowi (św. Józefa z Arymatei, który wyprawił pogrzeb Jezusowi) oraz ci, którzy boją się wężów (oczywiście św. Patryka)?
Atencja, z jaką odnosimy się do świętych, jest oczywiście czymś bardzo pozytywnym. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że skupimy się wyłącznie na bohaterach i legendach przeszłości, zapominając o tych świętych, którzy dzisiaj są wśród nas. Może wydaje nam się, że świętość jest poza zasięgiem „zwyczajnych” ludzi, takich jak my. Jednak w rzeczywistości każdy może zostać świętym. A może już nim jesteś i nawet o tym nie wiesz?

DO „ŚWIĘTYCH”…
Powyższe stwierdzenie może wydać ci się zbyt śmiałą tezą, ale tylko dlatego, że sami wywindowaliśmy świętość na tak wysoki piedestał. Pismo Święte ukazuje nam jednak inną wizję świętości. Czy wiesz, że św. Paweł często tytułował swoich adresatów „świętymi”? Na przykład zwraca się w ten sposób na początku listu do mieszkańców Efezu i Filippi (Ef 1,1; Flp 1,1). Nawet do Koryntian, wspólnoty naznaczonej skandalem, podziałami i grzechem, pisał: „Do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie” (1 Kor 1,2).
Dlaczego Paweł z takim uporem nazywał adresatów swoich listów „świętymi”? Nie zamierzał przez to prawić im tanich komplementów ani też nie było to zwykłe przejęzyczenie. Nazywał ich świętymi, gdyż naprawdę wierzył, że byli święci. Prawdopodobnie nazwałby tak samo większość z nas. Zastanówmy się więc, skąd wypływało to jego przekonanie.

UŚWIĘCENI PRZEZ CHRZEST
Po pierwsze, Paweł rozumiał, jak wielką i wyzwalającą moc ma sakrament chrztu. Pełniąc posługę Apostoła, widział niezliczonych ludzi, których życie zmieniało się radykalnie po oddaniu życia Jezusowi i przyjęciu chrztu. Doprowadziło go to do wniosku, że chrzest przeprowadza katechumena ze śmierci do życia (Rz 6,4). Zaczął rozumieć chrzest jako „obmycie wodą”, które nas oczyszcza i uświęca (Ef 5,26; 1 Kor 6,11).
Chrzest bowiem zasiewa w nas ziarno Bożej łaski, która ma moc uczynić nas świętymi. Uzdalnia nas do tego, czego nie bylibyśmy w stanie uczynić o własnych siłach. Bez tego potężnego daru łaski, nigdy nie stalibyśmy się świętymi.
Większość z nas została ochrzczona we wczesnym dzieciństwie. Nie my o tym zadecydowaliśmy i nawet nie pamiętamy tego wydarzenia. Nie wiemy, jak wyglądała nasza przeszłość przed przyjęciem chrztu, ponieważ przeszłość ta prawie nie istniała. Dlatego niekiedy trudno jest nam uwierzyć, że zostaliśmy uświęceni przez Pana. Jednak w oczach Boga to właśnie wydarzyło się w momencie naszego chrztu. Jesteś już święty, nawet jeśli nie widzisz tego w swoim życiu. Jesteś już oddzielony od świata jako umiłowane dziecko Boga. On wybrał cię dla siebie, On cię odkupił i usprawiedliwił. Nigdy nie przestanie przywoływać cię do siebie i zachęcać, byś Mu zaufał.

STAŃ SIĘ WŁASNOŚCIĄ BOGA
Oczywiście błędem byłoby założenie, że sam fakt chrztu uczynił nas świętymi raz na zawsze. Wiemy, że popełniamy grzechy i to nawet czasami ciężkie. Wiedział to także św. Paweł. Dlatego ostrzegał nas: „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata” (Rz 12,2). Chrzest oddziela nas od świata i czyni dziećmi Bożymi, ale my sami mamy „porzucić” to, co prowadzi nas do grzechu, i „przyoblec” nowe życie dane nam przez Jezusa (Ef 4,22.24).
Mamy stać się własnością Boga, bo On przeznaczył nas dla siebie. Stajemy się świętymi, żyjąc inaczej niż świat. Mówiąc „tak” natchnieniom Ducha Świętego i przykazaniom Pana, a przeciwstawiając się osaczającym nas ze wszystkich stron pokusom do grzechu. Stajemy się świętymi, szukając Pana na modlitwie i prosząc Go, by wlał swoją miłość w nasze serca, a także jednocząc się z naszymi braćmi i siostrami we Mszy świętej i przyjmując Ciało i Krew Jezusa w Komunii świętej.
Paweł nazywał pierwszych chrześcijan świętymi, gdyż wiedział, że świętość nie jest zarezerwowana tylko dla garstki najbardziej heroicznych wiernych ani nie jest przywilejem dla nielicznych. Pragnieniem Boga jest, by świętość w naturalny sposób wyrastała z naszej codzienności. Dlatego posłał do nas swego Syna i udzielił nam daru Ducha Świętego. Odtąd każdy z nas może stawać się podobny do Jezusa. Każdy z nas może wzrastać w czystości, niewinności, miłosierdziu i współczuciu. A Bóg sam wspiera nas na każdym kroku tej drogi.

ŻYCIE ODDANE BOGU
Powołanie do świętości może wydawać się bardzo wymagające, zwłaszcza gdy dokonujemy oceny swojego obecnego życia wiary. Wiemy, jak wiele nam jeszcze brakuje do świętości, jaką chcielibyśmy u siebie zobaczyć. Może sądzimy, że nie jest ona możliwa, lub uważamy się za niegodnych miłości i łaski Jezusa. Może wydaje nam się, że musimy zapracować sobie na wszystkie Jego dary, zamiast pokornie przyjąć je za darmo. I dlatego patrzymy na świętość jako na odległy, prawie nieosiągalny cel.
Z perspektywy Boga wygląda to jednak zupełnie inaczej. Oczywiście musimy mieć się na baczności przed pokusami. Oczywiście musimy wystrzegać się grzechu i wszelkich odruchów pychy. Jeśli jednak skupimy się tylko na tym, czego nam brakuje, ryzykujemy, że umknie nam to, co już osiągnęliśmy. Pamiętajmy, że świętość nie oznacza doskonałości, ale odłączenie się od świata dla Boga. Pomyślmy, jak wiele łączy nas z pierwszymi chrześcijanami. Oto kilka przykładów:
Jeśli starasz się w każdą niedzielę uczestniczyć we Mszy świętej, to w ten sposób odłączasz się od świata, aby spędzać czas z Jezusem Chrystusem i karmić się Jego Ciałem i Krwią.
Jeśli starasz się znajdować czas na modlitwę i adorację, rezygnując z innych, nawet ważnych spraw, którymi mógłbyś zająć się w tym czasie – to odłączasz się od świata.
Jeśli powstrzymujesz swój język od plotek i niemiłosiernej krytyki, to wtedy także odłączasz się od świata, z jego rywalizacją i podziałami – odmawiasz uczestnictwa w budowaniu murów pomiędzy ludźmi.
Jeśli robisz rachunek sumienia i żałujesz za swoje grzechy, jeśli przystępujesz do spowiedzi, to odłączasz się od świata i jego mentalności, która podpowiada ci, że nie musisz brać odpowiedzialności za swoje grzechy.
Jeśli starasz się wychowywać swoje dzieci i wnuki w wierze, to odłączasz swoją rodzinę od świata, aby stała się Kościołem domowym, świadkiem Bożej miłości.
Listę można ciągnąć w nieskończoność. Każdy z nas ma też swoje osobiste i niepowtarzalne sposoby oddzielania się od świata, aby należeć do Pana. Może nawet z wielu z nich nie zdajemy sobie sprawy, lecz mimo to je praktykujemy – a Bóg wspiera nas swoim błogosławieństwem.

JUŻ I JESZCZE NIE
Nigdy nie zapominajmy, że jesteśmy „królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym” (1 P 2,9). Jednocześnie nie zapominajmy też, że przed nami długa droga do świętości, jakiej pragną nasze serca. Nikt z nas nie dotarł jeszcze do niebieskiej ojczyzny. Prośmy więc Pana, by uświęcał nas swoją łaską, a sami czyńmy wszystko, co w naszej mocy, aby żyć w świętości, do której On nas powołał.